Flet poprzeczny, mój instrument, po kilku latach nauki gry stał mi się bliski. „Zgrał się ze mną” tworzę z nim jedno w czasie grania. Jest przedłużeniem moich rąk i oddechu. Staram się przekazywać w wydobytych dźwiękach także emocje. Ramiona pełnią rolę kolumn, budują asymetryczne trójkąty. Ruchy palców są minimalne, przyczajone, zawsze w gotowości do akcji. Palce czują na zmianę napięcie i luz. Buzia nieruchoma, nie może stracić kontaktu z ustnikiem. Mam trzy punkty oparcia, stabilności, jak w matematyce. W twarzy jest ok. 70 mięśni. Mam dużą świadomość używania mimiki. Minimalne zmiany napięcia mięśni mają wpływ na barwę i rozprzestrzenianie się dźwięku.
Oczy najczęściej koncentruję na nutach, zazwyczaj patrzę na miejsce grania oraz na kolejny takt. Wyprzedzam aktualne nuty. Planuję strategię zużycia powietrza i przygotowuję się na zapas. Nie mogę się uśmiechać w trakcie grania. Rozśmieszanie i żarty kończą frazę wybuchem porcji chomikowanego powietrza. Pozostaje mi mruganie powiekami oraz gimnastyka brwi. Chętnie z tych atrybutów korzystam.
Reszta tajemnicy gry na flecie rozgrywa się wewnątrz. Nie trzymam smyczka, który przyciąga uwagę słuchaczy. Nie przemierzam kilometrów rękoma pianisty. Ciężko powiedzieć, co się dzieje w ciele flecisty. Nauczyciele dawali mi mnóstwo wskazówek, które rozwijały moją wyobraźnię i wrażliwość słuchu. Opowiadali mi o pracy przepony, oddechu, otwartym gardle, rezonatorach dźwiękowych i artykulacji. A jednak… każdy musi sam odnaleźć swoją metodę gry i estetykę. Inaczej słyszę grającą samą siebie, inaczej słyszy mnie widownia parę metrów dalej. Dlatego warto nagrywać swoje koncerty i próby dobrej jakości sprzętem. Podobne odczucie jest z głosem. Są ludzie, którym ciężko jest słuchać nagranego własnego głosu. Wiele lat pracowałam nad dźwiękiem, żeby podobał się nauczycielom, słuchaczom i oczywiście – mnie. Teraz bardzo lubię słuchać moje nagrania. Dokładnie wiem, czy mam komfort z gry, czy mam zapas powietrza, czy dźwięk jest luźny. Każdy dźwięk na flecie ma delikatnie inną barwę, inny kolor. Gdy słucham flecistów, czuję jakbym miała słuch absolutny. Przeważnie trafnie rozpoznaję wysokość dźwięku u flecistów.
Staram się być świadoma mojej formy muzycznej każdego dnia, kiedy ćwiczę. Podobnie jak sportowiec, wiem, kiedy jestem w mocnej, silnej formie. Wiem, kiedy jestem przećwiczona i staram się wsłuchiwać w ciało, kiedy wymaga odpoczynku.
Podczas edukacji muzycznej słuchałam na okrągło świetnych flecistów. Kształtował mi się gust muzyczny. Uwielbiałam słuchać różnych interpretacji tego samego utworu. Obecnie słucham więcej utworów orkiestrowych niż kameralnej muzyki fletowej. Po pracy w orkiestrze potrzebuję okresu ciszy. Relaksuję się przy muzyce rozrywkowej i przede wszystkim dzięki słowu mówionemu. Czas kwarantanny narodowej był dla mnie powrotem do buszowania w nagraniach muzycznych. Po kilku tygodniach izolacji poczułam pustkę po żywej muzyce, graniu koncertów i chodzeniu na koncerty innych. W trzecim miesiącu miałam wielką przyjemność ze słuchania kursów fletowych, prowadzonych przez Emmanuela Pahuda. Nie umiem słuchać muzyki klasycznej pobieżnie, w tle i cichutko. Muzyka poważna wymaga ode mnie intensywnej uwagi. Moim marzeniem jest posiadać wysokiej klasy i czułości sprzęt dedykowany muzyce klasycznej. W dopieszczonych warunkach docierają do mnie niuanse kompozycji, za które mocno cenię muzykę poważną.
A Ty, drogi czytelniku, jaki utwór klasyczny ostatnio słuchałeś?
Pozdrawiam na wysokim “C”,
Anna Jasińska